Pierwszego maja postawiłam ostatnie krzyżyki na przeklętej chińskiej kanwie. Hafcik musiał poczekać, aż wrócę z dalekiej północy i go wypiorę. Prezentuje się całkiem nieźle :) Mam już pewien pomysł, co dalej począć z gotową pracą. Nie wiem tylko czy znajdę odpowiednią wymiarowo antyramę.
Przygotowania do SALu trwają. W przerwie świątecznej poczyniłam pewne postępy i część mulin jest już ze mną. Tkanina i reszta rzeczy wędruje gdzieś po Polsce. Mam nadzieję, że dotrą do mnie w poniedziałek.